Książki dla dzieci w wieku 2 – 3 lat
Miszce stuknęły trzy lata, nadszedł więc czas, aby zrobić przegląd książek, które czytaliśmy w minionym roku.
Literatura dwulatka krzepi serce matki, ponieważ proste onomatopeje typu „dziki biegną łubudubu tup tup tup” czytane po tysiąckroć razy dziennie odchodzą powoli w zapomnienie, a dziecko wkracza w nowy wymiar czytelniczy. Książki dwulatka posiadają już krótką, nieskomplikowaną fabułę, jednak to ilustracja wciąż gra pierwsze skrzypce. Dlatego oprócz czytania, dobrze jest z dzieckiem porozmawiać o tym, co widać na obrazku. Treść zazwyczaj ubrana jest w wielką czcionkę. Najlepiej sprawdza się temat dobrze znany dwulatkowi. Dziecko w tym wieku to już wulkan energii i skupienie uwagi na dłużej może być problematyczne, dlatego dłuższe bajki i skomplikowane wiersze jeszcze odpadają.
Nabyłam pewnego doświadczenia w zeszłym roku: ufam seriom – jeżeli książka się sprawdziła, sięgam po następną z cyklu. Dwulatki lubią, gdy pojawiają się Ci sami bohaterowie i mogą się z nim utożsamiać. Coraz częściej sięgamy po rymowane historyjki, które szybko zapadają w pamięć maluchowi.
Standardowo rozpoczynam recenzję od pozycji najbardziej lubianych przez Miszę. Jest tego całkiem sporo, więc jeżeli interesują was tylko opisy poszczególnych tytułów – umieszczam spis z odnośnikami do konkretnej recenzji.
- „Gruffalo” J. Donaldson
- „Miejsce na miotle” J. Donaldson
- „Kształty”, wyd. Olesiejuk
- „Tupcio Chrupcio” A. Casalis
- „Ulica Czereśniowa” R. S. Berner
- „Ale kupa! Co masz w pieluszce?” G. van Genechten
- „Pucio mówi pierwsze słowa” M. Galewska-Kustra
- „Tam, gdzie żyją dzikie stwory” M. Sendak
- „Auta. Rajd Grozy” wyd. Egmont
- Seria „Kicia Kocia” A. Głowińska
- „Co wypanda, co nie wypanda” A. Cieślak, wyd. Dwie Siostry
- „Rok w lesie” E. Dziubak oraz „Rok na wsi” M. Kozieł-Nowak
- Seria „Obrazki dla maluchów” N. Bélineau
- „Elmer i tęcza” D. McKee, wyd. Papilon
- „Wielka księga przyrody”, wyd. Olesiejuk
- „Snów kolorowych, placu budowy” S. D. Rinker
- „O wilku, który bał się własnego cienia” O. Lallemand
- „Zwariowane pojazdy” A. Gulewicz
- „Gdzie jest Potworuś” oraz „Nocne hałasy” z serii „Jedna bajka i do łóżka” , D. Zanon
- „Popatrz w niebo 3” J. Gębal
„Gruffalo” Julia Donaldson, wyd. Tekturka
Co? Gruffalo? A co to takiego?
Czyżbyś nie wiedział tego kolego?
Jeszcze do niedawna „Gruffalo” był białym krukiem, ponieważ tak się dziwnie na czytelniczym rynku zadziało, że popyt na historię leśnego stwora i małej, sprytnej myszy przewyższył podaż. Potem wydawnictwo Tekturka ustanowiło dodruk.
Udało mi się kupić „Gruffala”, gdy był jeszcze białym krukiem od jakiejś nieświadomej jego wartości czytelniczki. Zapłaciłam za niego jedną piątą oferowanej przez innych wystawców ceny, chociaż gotowa byłam dać więcej, bo bardzo zżerała mnie ciekawość, w czym leży fenomen tej książki – tak trudno u nas dostępnej, a w Wielkiej Brytanii będącej pozycją w kanonie lektur przedszkolaka.
Obecnie cytuję „Gruffala” z pamięci – głównie dlatego, że naprawdę wiele razy ją czytaliśmy. Naprawdę. Wiele. Razy. Misza miał na „Gruffala” zajawkę, a ja nie przewracałam oczami na jego widok, bo przyjemnie mi się go czytało. Po części dlatego, że sama historia jest pomysłowa i konstrukcyjnie prosta przez powtarzalność sytuacji, natomiast polski przekład jest wręcz fenomenalny, przez co Gruffalo łatwo zapada w pamięć.
Fabuła opowiada o małej myszy, która w ciemnym lesie chciała zażyć raz ruchu. Niestety co rusz spotyka kogoś, dla kogo mogłaby stać się sytym posiłkiem. Żeby wyjść z opresji, mała spryciula wymyśla Gruffala – straszliwego potwora będącego ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego i w dodatku dobrym kumplem myszy. Z takimi znajomościami żaden z leśnych drapieżników nie zaryzykuje zjedzenia gryzonia. Kłamstwo idzie gładko, dopóki mysz nie spotyka… samego Gruffala, który, jak się okazuje, gustuje najbardziej w myszach.
Historia jest naprawdę przezabawna, więc nie zdradzam zakończenia. Uprzedzam, że w tej całej historii nie zostało zjedzone ani jedno zwierzątko. Czy nawet potwór.
OPRAWA GRAFICZNA
Wnętrze „Gruffala” jest ładne, chociaż nie jest to ilustratorski majstersztyk. Natomiast bohaterowie w takiej formie, w jakiej wymyślił ich Axel Scheffler na stałe wpisali się w popkulutrę i obecnie nie funkcjonuje inny wizerunek Gruffala niż ten, który wyszedł spod ręki tego artysty.
CIEKAWOSTKI
– Bestseller doczekał się drugiej części „Dziecko Gruffala”. Gruffalo przestrzega swoją córkę przed groźną i niebezpieczną Złą Mychą, którą niegdyś miał nieszczęście spotkać. Dzieci jak to dzieci – lubią robić na przekór swoim starym, więc córka Gruffala, wykorzystując drzemkę ojca, wymyka się do lasu, aby przekonać się, czy Wielka Zła Mycha istnieje.
„Córka Gruffala” świetnie dopełnia pierwszą część, więc koniecznie zapatrzcie się w brakujący egzemplarz, jeżeli go jeszcze nie macie na półce.
– Na podstawie obu książek powstały filmy animowane
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
„Miejsce na miotle” Julia Donaldson, wyd. EneDueRabe
„Kto traci, ten płaci” – mówi przysłowie, ale na pewno nie tyczy się to pewnej rudowłosej czarownicy, która podczas lotu na miotle, gubiąc po drodze różne czarodziejskie artefakty, zyskuje bardzo wartościowych przyjaciół.
Historyjka napisana żartobliwie, z powtórzeniami sytuacji, wpadającymi w ucho rymami – czuć w niej wyraźnie klimat „Gruffalo”.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
„Kształty”, wyd. Olesiejuk
Bardzo ciekawie skonstruowana książeczka z okienkami, mająca wprowadzić malucha w świat figur geometrycznych. Zawiera w sobie proste zadania do wykonania, polegające na wyszukiwaniu informacji pod okienkami.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
Seria „Tupcio Chrupcio” Eliza Piotrkowska, wyd. Siedmioróg
Tupcio Chrupcio to mały myszorek, który styka się z realnymi, dziecięcymi problemami – nie potrafi się dzielić, boi się iść do lekarza czy przedszkola, grymasi przy jedzeniu, bywa zazdrosny o siostrę. Każda książka serii porusza jeden z problemów i pokazuje, jak świetnie Tupcio poradził sobie w niedogodnej dla siebie sytuacji.
Ten niepozorny „Tupcio Chrupcio” okazał się być książką bardzo kontrowersyjną wśród ugrupowań parentingowych. Rodzice często zarzucają książce „promowanie złych zachowań” (ileż to dzieci mówiło za Tupciem na warzywa „zielone paskudztwa”) i „stosowanie przestarzałych i nieskutecznych metod wychowawczych” (oj, tutaj się oberwało rodzicom Tupcia, którym rzekomo daleka jest idea wychowania w duchu RB).
Co by nie mówić, faktem jest, że kultura małego bohatera pozostawia wiele do życzenia. Tupcio chce jeść słodycze na obiad (unikając przy tym mycia zębów), nie zawsze jest miły dla siostry, pyskuje mamie i czasem kłamie. Ba, nawet kradnie! Zarzutów wobec zachowania małego myszorka, a nawet jego rodziców, jest sporo i jest to według mnie pewne… czepialstwo.
Zarówno mi i synkowi podoba się przerysowane, choć w przypadku niektórych rodziców pewnie realistyczne zachowanie Tupcia – jest reprezentantem każdego dziecka, którym targają typowe dla kilkulatka emocje, przez co nie zawsze jest grzeczny. Mały bohater jednak zawsze odczuwa negatywne skutki swoich niemiłych poczynań i przechodzi przemianę, w czym często pomagają mu rodzice.
Z tymi rodzicami Tupcia to bywa tak, że ewidentnie czasem mają swojego dziecka… dość. I być może ich propozycje rozwiązywania niektórych problemów nie do końca są trafne, ale ich postawy mogą być fajnym pretekstem do rozmowy z dzieckiem, że i czasami my dorośli nie wytrzymujemy, emocje biorą górę i postępujemy nie do końca jak trzeba.
Bardzo lubimy z Miszą czytać „Tupcia Chrupia”. Dzięki jednej z książeczek, obrazowo wytłumaczyliśmy Miszy, dlaczego warto dzielić się z innymi, a także przezwyciężyliśmy jego niechęć do wizyty u lekarza i trochę wytłumaczyliśmy, że nie zawsze można we wszystkim wygrywać i być najlepszym.
OPRAWA GRAFICZNA
Podobają mi się bohaterowie przedstawieni w Tupciu – mają słodki wygląd (ale nie przesłodzony) i mimo personifikacji, anatomia zwierzęcych bohaterów zaprezentowana jest dość wiernie. Podoba mi się pomysłowe przedstawienie wnętrza domu gryzoni, w którym meble zbudowane zostały z resztek przedmiotów używanych przez ludzi np. zlew ze słomki od napoju i kapsla, krzesełko do karmienia zrobione z zapałek i korka.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
Seria „Ulica Czereśniowa” Rotraut Susanne Berner, wyd. Dwie Siostry
Nie wiem, czy potrzeba jeszcze komuś „Ulice Czereśniową” przedstawiać. Jest to książka bez słów, z samymi ilustracjami – każda strona książki dedykowana jest jednemu wycinkowi ulicy Czereśniowej. Wyszukujemy na nich konkretnych bohaterów, układamy w naszych głowach ich historię, a z nieco młodszymi możemy pobawić się w wyszukiwanie szczegółów – ile osób czeka na pociąg? A gdzie jest kotek? Co można kupić w tym sklepie itp. Ci, którzy posiadają inne części „Czereśniowej” dodatkowo obserwują, jak zmienia się ulica w przeciągu różnych pór roku i jak dalej toczą się losy jej mieszkańców. Sposobów na czytanie tej książki znajdzie się pewnie jeszcze więcej. Cały cykl o ulicy Czereśniowej rozwija spostrzegawczość, uczy logicznego myślenia, analizowania sytuacji przyczynowo-skutkowej.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
„Ale kupa! Co masz w pieluszce?” Guido van Genechten, wyd. Nasza Księgarnia
Jedna z książek, która towarzyszyła nam, gdy żegnaliśmy się z pieluszką. Bohaterką jest mała, ciekawska myszka, która zagląda swoim przyjaciołom do pieluszek. Czytelnik może odchylić każdemu bohaterowi pieluszkę, ponieważ pełnią funkcję okienek, pod którymi znajduje się charakterystyczna dla danego zwierzęcia kupa – królicze bobki, krowi placek, końskie łajno 🙂 Na koniec zwierzęta proszą myszkę, aby ona zaprezentowała zawartość swojej pieluszki i okazuje się, że jest ona pusta, ponieważ mała bohaterka używa nocnika.
Była to dla mnie dość kontrowersyjna lektura i na początku niekomfortowo mi się ją czytało, ale Miszy odkrywanie, jaka kupa kryje się w pieluszce danego zwierzątka sprawiało frajdę. Jeżeli mogłabym się do czegoś obecnie przyczepić, to zdecydowanie lepszym posunięciem byłoby sporządzenie tej książki w grubym formacie z kartonowymi stronami, tym bardziej, że jest ich niewiele. Okienka można łatwo wydrzeć, a po temacie wiemy, że książka przeznaczona jest dla bardzo młodego czytelnika.
OPRAWA GRAFICZNA
Nieskomplikowana grafika, ale jednocześnie bardzo estetyczna. Postacie są duże, uproszczone, a jednak koń wygląda jak koń, mysz jak mysz.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 4/5
„Pucio mówi pierwsze słowa” Marta Galewska-Kustra, Joanna Kłos, wyd. Nasza Księgarnia
„Pucio” towarzyszył nam już w poprzednim roku, gdy Misza uczył się wypowiadać pierwsze słowa. Kontynuacja przypadła nam tak samo do gustu. W tej części towarzyszymy Puciowi od rana do nocy – wykonujemy czynności higieniczne, spożywamy posiłki, spędzamy dzień w przedszkolu czy basenie i celebrujemy urodziny. Dziecko zapoznaje się z podstawowymi słowami z otoczenia Pucia – można spróbować odszukać je na ilustracji, wskazać, kto wykonuje daną czynność. Mojemu dziecku spodobało się „układanie” zabawek w przedszkolu – wskazywanie do jakiego pojemnika powinna zostać odłożona zabawka. W późniejszych latach „Pucio” może posłużyć jako pomoc dydaktyczna przy nauce czytania.
Podobnie jak w pierwszej części, autorka na wstępie instruuje nas, na czym skoncentrować się, a czego uniknąć przy nauce mówienia. Na końcu otrzymujemy wykaz wszystkich zwrotów zaprezentowanych w książce, co również daje potencjał do zabawy z dzieckiem. Oczywiście plus za kartonowe strony, które ułatwiają dziecku wertowanie książki.
OPRAWA GRAFICZNA
Bardzo lubię oprawę graficzną Pucia, jaką zafundowała książce Joanna Kłos. Ilustracje są kolorowe, ale stonowane, bardzo przyjemnie się je ogląda.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
„Tam, gdzie żyją dzikie stwory” Maurice Sendak, wyd. Dwie Siostry
A wtedy popłynął przez noc i dzień
Z tygodnia w tydzień
Niemal na drugą stronę roku
By dotrzeć tam, gdzie żyją dzikie stwory.
Tuż po „Gruffalo” kolejna książka, którą recytuję z pamięci, bo dość często była w naszych rękach. Podobnie jak „Gruffalo” pozycja ta zajmuje ważne miejsce w brytyjskim kanonie literatury wczesnodziecięcej.
Bohaterem historii jest mały Max, który przez swoje niesforne psoty został wysłany do łóżka bez kolacji. Maxa ponosi wyobraźnia i trafia tam, gdzie jego zachowanie jest jak najbardziej na miejscu – do krainy dzikich stworów!
Piękna książeczka na dłuższy czas. Dla dwulatka jest to ciekawa historia o chłopcu, który bawił się z potworami, starszak dostrzeże wielką rolę miłości dziecka i rodzica, która przywołuje malca do opuszczenia krainy swoich marzeń.
Jeżeli miałabym mieć jakikolwiek zarzut do tej opowieści, to przy pierwszym czytaniu denerwuje sposób rozmieszczenia treści. Zdanie niejednokrotnie jest „łamane” i czasem, aby przeczytać jego dalszą część, trzeba przewertować stronę. Jednak, gdy nauczycie się „Dzikich stworów” na pamięć, a przyjdzie wam to dość łatwo, będziecie wręcz sunąć przez kolejne strony.
OPRAWA GRAFICZNA
Najpiękniejsza z opisywanych w tym zestawieniu książek. Ilustracje mają formę barwionych rycin. Są naprawdę piękne! Warto też zwrócić uwagę na sposób ułożenia treści i ilustracji – niekiedy obrazek zajmuje tylko fragment strony, reszta to tylko białe tło i treść, czasem treść ustępuje ilustracjom i zajmują one dwie strony!
DODATKOWE INFORMACJE
W nawiązaniu do książki powstał film o takim samym tytule.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
„Auta. Rajd Grozy” wyd. Egmont
Dzieci są dziećmi i nadejdzie taki czas, a u nas stało się to już w okresie, gdy Miszy stuknęły dwa latka, że pojawia się fascynacja jakimś bohaterem. Aby sprawić przyjemność dziecku, rodzic kupuje zabawki, ubrania, przedmioty użytku codziennego z wizerunkiem ulubionej postaci. Nie ominął nas ten proces i chociaż o wiele bardziej wolałabym, aby mój syn wzdychał do przebiegłej myszy z „Gruffalo” (czy nawet do tytułowego bohatera) to właśnie Zygzak McQueen stał się jego ulubieńcem. Gdy zauważyłam książkę z bohaterami bajki Disneya „Auta”, bez większego namysłu ściągnęłam ją z półki. Dzięki Bogu, bibliotecznej, a nie księgarni.
O ile bajkę „Auta” bardzo lubię, to z kolei marketing wykorzystujący fascynację dziecka jakimś bohaterem mnie odrzuca. Nie jest to tajemnicą, że wszystko, co posiada wizerunek ulubionego bohatera jest droższe, a cena nie zawsze współgra z jakością. Przekonałam się również o tym, czytając książkę „Rajd Grozy” – historię pozbawioną pomysłu na fabułę czy morału.
Zygzak McQueen startuje w rajdzie, którego trasa wiedzie przez nawiedzony las. Bohaterowie na początku bagatelizują historię o straszliwym potworze mieszkającym w lesie, jednak wszyscy przestraszyli się wystającej gałęzi, która przypomina łapsko ze szponami. Tak, oto cała fabuła. Przepraszam za zespoilerowanie tej fascynującej historii.
Misza, o czym jest książka nie bardzo rozumie, natomiast samo patrzenie na każdą stronę, na której jest Zygzak daje mu wiele przyjemności, więc w jakimś stopniu spełniła swoją rozrywkową funkcję. No, ale już czas do biblioteki!
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 3/5
Seria „Kicia Kocia” Anita Głowińska, wyd. Media Rodzina
Mała kocia bohaterka, podobnie jak wspomniany prędzej Tupcio Chrupcio, styka się z różnymi dziecięcymi problemami. Każda książeczka to inne zagadnienie – „Kicia Kocia idzie do przedszkola”, „Kicia Kocia jest chora”, „Kicia Kocia gotuje” itd. W niektórych częściach towarzyszy jej młodszy brat Nunuś, rodzice lub przyjaciele Pacek, Adelka.
Przebrnęliśmy już przez kilka książek z serii i muszę przyznać, że mnie samej „Kicia Kocia” nie przypadła do gustu za to chłopcy lubią ją czytać. Rozumiem, w czym leży fenomen tej książki – porusza problemy z jakimi styka się przedszkolak, którego reprezentantem jest właśnie Kicia Kocia, i przedstawia ich proste rozwiązanie. Są jednak rzeczy, które niesamowicie męczą mnie w tej książce. Ciężko jest mi przebrnąć przez skrajny infantylizm Kici Koci – zarówno w treści jak i oprawie graficznej. Nie odpowiada mi sposób poprowadzenia narracji i wieczne rozpoczynanie zdania od „Kicia Kocia (zrobiła to i tamto)”. Odnoszę również wrażenie, że treść jest „przesłodzona” – np. stwierdzenie „Nigdzie Ci nie odlecimy, bo w naszej rodzinie działa przyciąganie KICIOWE” jest jakąś pustą pointą części, w której w fajny sposób, bardzo obrazowo i z poszanowaniem dziecięcej logiki, przedstawiono zagadnienie stanu nieważkości w kosmosie („Kicia Kocia w kosmosie”). Dzięki takim „smaczkom” Kicia Kocia jest często znienawidzona przez rodziców, natomiast dzieci, w tym moje, ją kochają – i trzeba to uszanować.
OPRAWA GRAFICZNA
Jak już wspomniałam, obok narracji grafika książeczki jest powodem, dla którego z niechęcią sięgam po „Kicię Kocię”. Ilustracje są jakby tworzone w duchu dziecięcego prymitywizmu, ale akurat w tej formie do mnie nie trafiają. Postacie są schematyczne i namalowane niedbale, płaskie, dwuwymiarowe z podstawową paletą kolorów.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 3/5
„Co wypanda, co nie wypanda” Aleksandra Cieślak, wyd. Dwie Siostry
Wrażenie w towarzystwie wywrze
Każdy, kto zna się na savoir-vivrze
Pierwszy poradnik savoir-vivere dla Twojego dziecka! Na podstawie zachowania niesfornego misia pandy oraz krótkiej rymowanki dziecko uczy się podstaw dobrych manier. Rymowanki są zabawne, krótkie i łatwo wpadają w ucho, dzięki czemu można je łatwo zapamiętać i przywoływać, gdy zachowanie dziecka zaczyna odbiegać od „kulturalnego”.
OPRAWA GRAFICZNA
Estetyka „Co wypanda…” jest specyficzna, ale bardzo przypadła do gustu zarówno mnie jak i synowi. Piękne zestawienie barw, takie nieco retro. Ilustracje są stylizowane na niedbałe, jakby narysowane kredkami i farbkami na szybko dziecięcą ręką, jednak wyszło to bardzo pięknie. I tutaj analogia do „Kici koci”, w której wykorzystano podobną formę „dziecięcego prymitywizmu”, ale nie osiągnięto takiego pięknego efektu.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
„Rok w lesie” Emilia Dziubak, wyd. Nasza Księgarnia oraz „Rok na wsi” Magdalena Kozieł-Nowak, wyd. Nasza Księgarnia
Pozwoliłam sobie przypisać obu książkom jeden opis, ponieważ ich mechanizm czytania, czy raczej oglądania, jest podobny. Książki z serii „Rok w..” mają formę rozkładówek z kolejnymi miesiącami roku. Każdy miesiąc zajmuje aż dwie wielkoformatowe strony i pokazuje wycinek z życia lasu lub wsi. Dziecko wyszukuje bohaterów na kolejnych kartach książki i obserwuje, jak spędza czas w danym miesiącu oraz jakie zmiany zachodzą w przyrodzie. Lubię, gdy w książkach mimochodem przemyca się walor edukacyjny, a w tej serii go nie brak.
W przypadku „Rok w lesie” na początku książki otrzymujemy opis zwierząt i dowiadujemy się nieco o i ich zwyczajach, a potem szukamy potwierdzenia tych informacji w dalszej części książki. Tak więc wypatrujemy, co dzik robi zimą, kiedy niedźwiedź budzi się z zimowego snu, w którym miesiącu urodziło się najwięcej młodych zwierzątek.
W „Rok na wsi” poznajemy na początku historii mieszkańców oraz gości wsi i obserwujemy dalej, jak zmieniają się ich obowiązki w związku z przeobrażającymi się porami roku. Bardzo lubię tę część, ponieważ pokazuje ona zarówno trud pracy na roli takie jak orka na polu, dojenie krowy, wywóz gnojówki, wykopki, grzybobranie jak i sielskość wsi – kulig zimą, ognisko jesienią, tańce w kałużach podczas letniego deszczu. W życiu na wsi aktywnie uczestniczą dzieci, mają swoje obowiązki i pomagają starszym – karmią zwierzęta, wybierają jajka, pracują w ogrodzie. Także zachowanie zwierząt, które również determinują zmieniające się pory roku, jest tutaj pięknie zobrazowane – kwoka wysiadująca jajka, zatarg koguta z indykiem, zakradanie się lisa do kurnika.
Książki tego typu to fenomenalna zabawa, brak tutaj zbędnych słów, tylko piękne ilustracje, które pokazują zmienność przyrody. Książki te uczą podstawowych informacji o zwierzętach czy pracy rolnika na wsi oraz są świetnym ćwiczeniem spostrzegawczości. Z serii posiadamy jeszcze „Rok w przedszkolu”, ale ze względu na tematykę postanowiłam, że poświęcę jej notkę w zestawieniu książek dla trzylatka. Do kompletu jest jeszcze „Rok w krainie czarów”, „Rok w mieście”, „Rok na targu” a w planach znajduje się również „Rok na budowie”.
OPRAWA GRAFICZNA
Nie tylko temat, ale również aspekt graficzny zaważył na mojej decyzji nabycia akurat tych pozycji z serii „Rok w…”. Nie wszystkie wpisywały się w mój gust, a i nie wyczuwałam edukacyjnego potencjału, żeby posiadać „Rok w krainie czarów”, „Rok na targu”, „Rok w mieście”.
„Rok w lesie” powstał spod ręki uznanej ilustratorki Emilii Dziubak („Dom, który się przebudził”, „Proszę mnie przytulić”), natomiast za szatę graficzną „Roku na wsi” odpowiedzialna jest Magdalena Kozieł-Nowak (nowe opracowanie „Dzieci z Bullerbyn”, „Gdy Pola się zgubi”). Obie artystki bardzo cenię i chętnie sięgam po ilustrowane przez nie książki. Uważam, że te dwie opisywane przeze mnie pozycje to najlepiej dopracowane pod kątem graficznym książki z całej serii – ciepłe w kolorystyce, zabawne, przyjazne dziecięcym oczom.
Ocena Miszy 5/5
Moja ocena 5/5
Seria „Obrazki dla maluchów” Nathalie Bélineau, Emilie Beaumont, Sylvie Michelet wyd. Olesiejuk
Książeczki z serii „Obrazki dla maluchów” to zbiór książeczek mający na celu przybliżyć młodemu czytelnikowi pewne dziedziny życia. W ramach zbioru ukazały się „Przeciwieństwa”, „Zwierzęta”, „Przyroda”, „Góry”, „Dobre wychowanie” i wiele innych. Książeczki posiadają głównie ilustracje, opatrzone krótkim tekstem, posiadają kartonowe strony i grubą miękką okładkę. Pod kątem graficznym nie mam zastrzeżeń, natomiast niewielki koszt książeczek i ich dostępność nawet w zwykłym supermarkecie są dla mnie wielkim plusem.
Posiadamy trzy pozycje: „Życie w mieście”, gdzie z małą Elizą odwiedzamy różne rejony miasta – sklepy, usługi, urzędy i dowiadujemy się o ich funkcji; „Dzień malucha”, w którym obserwujemy dzień z życia przedszkolaka oraz „Las”, która pozwoli najmłodszym poznać las i jego mieszkańców.
O ile ja jestem nawet z tej serii zadowolona, o tyle spotkała się z ignorancją mojego dziecięcia, dlatego oceniam serię wyżej niż Misza.
Ocena Miszy 4/5
Moja ocena 5/5
„Elmer i tęcza” David McKee, wyd. Papilon
Elmer jest dość nietypowym słoniem. Już na pierwszy rzut oka zauważycie, że nie jest szary tak jak jego pobratymcy słonie – Elmer jest w kolorową kratkę! Z powodu tej wyjątkowości czeka go wiele przygód. My do tej pory zaznajomiliśmy się tylko z jedną, w której Elmer próbuje dociec, co się stało z tęczą, która utraciła swoje kolory. Urzekł mnie finał tej historii, gdzie (Uwaga! Spoiler!) Elmer oddaje tęczy swoje kolory, mimo przestróg przyjaciół, że może je utracić. Finalnie tęcza zabłysła barwami, a Elemer zachował swoją kolorową kratkowatość, ponieważ, jak to wytłumaczył bohater, jego kolory są jak miłość – można się nimi dzieli do woli i nigdy się ich przez to nie traci.
Seria „Elmer” jest pięknym preludium do rozmów z dzieckiem o byciu innym, w aspekcie przełożenia słowo „odmienny” na „wyjątkowy” czyli o przekształceniu tej inności w atut. Na pewno wrócimy jeszcze do tej lektury, pomimo że młodszy wykazywał małe zainteresowanie przygodami słonia w kratkę. Być może Elemer powinien poczekać na Miszę jeszcze rok, bo choć fabularnie był dla syna zrozumiały, to ważny morał mógł uciec uwadze dwulatka.
Ocena Miszy 4/5
Moja ocena 5/5
„Wielka księga przyrody”, wyd. Olesiejuk
To pierwsza encyklopedia małego czytelnika, dzięki której dowie się, które zwierzęta zamieszkują las, które dżunglę, a jeszcze inne to potrafią bytować na zimnej Arktyce. Maluchy poznają nazwy wielu kwiatów, drzew, ptaków, dowiedzą się, jak dbać o środowisko. Sądzę, że tego typu słownik obrazkowy powinien znajdować się na półce każdego dziecka. Niekoniecznie w wydaniu wydawnictwa Olesiejuk, bo grafika książeczki pozostawia wiele do życzenia – razi mnie brak konsekwencji stylistycznej, obrazki jakby powybierane z przypadkowych grafik na Adobe Stock, co psuje ciekawą konceptualnie książkę. Niestety, wydawnictwo Olesiejuk nierzadko stosuje ten kiepski zabieg w swoich wydaniach ;(
Ocena Miszy 4/4
Moja ocena 4/4
„Snów kolorowych, placu budowy” Sherri Duskey Rinker, wyd. Nasza Księgarnia
Dzień dobiega końca na placu budowy. Maszyny budowlane kończą pracę i kładą się spać, a czytelnik towarzyszy im w przygotowaniach do snu.
Odbiór tej książki w moim domu bardzo mnie zaskoczył, ponieważ miała potencjał – ładne ilustracje, personifikowane maszyny budowlane, krótką, rymowaną treść, a jakoś nie stała się ulubieńcem Miszy. Wiem jednak, że „Snów kolorowych…” kochają dzieci, ponieważ zainteresowanie książką przewyższyło nakład i swego czasu była na polskim rynku czytelniczym białym krukiem – dopóki nie zrobiono dodruku i nie wydano nowych części: „Wieczór gwiazdkowy na placu budowy” oraz „Rety! Ktoś nowy na placu budowy”. Polecam serię fanom motoryzacji i maszyn budowlanych.
Ocena Miszy 4/5
Moja ocena 5/5
„O wilku, który bał się własnego cienia” Orianne Lallemand, wyd. Adamada
Był sobie pewnego razu wilczek, który wszystkiego się bał. (…) Dla WILKA to okropnie kłopotliwa sytuacja…
Dobroduszny wilk to niezwykła rzadkość, a taki, który boi się wszystkiego i wszystkich to już w ogóle ewenement. Wilk jest inny, niż to leży w jego naturze i czując się zakałą rodziny, odchodzi z domu. Po drodze niejednokrotnie naje się strachu, ale uda mu się stawić czoła problemowi i pokona swoje lęki, zyskując przy tym prawdziwych przyjaciół.
Książka jest częścią serii przygód wilka. Ani mnie, ani synka nie urzekła ta historia, zrobiło mi się nawet żal bohatera, że nie znalazł oparcia w rodzinie przy próbach rozwiązywania swojego problemu.
Ocena Miszy 4/5
Moja ocena 4/5
„Zwariowane pojazdy” Artur Gulewicz, wyd. Nasza Księgarnia
„Zwariowane pojazdy” to bardziej zabawka niż książka. Zawiera w sobie kilka pojazdów, które zostały poprzecinane na trzy części i czytelnik może skonfigurować swoje własne mobile. Po skonstruowaniu pojazdu pojawia się charakteryzujące go zdanie np. „Lokomotywa gasi pożar na księżycu”.
Ocena Miszy 4/5
Moja ocena 4/5
„Gdzie jest Potworuś” oraz „Nocne hałasy” z serii „Jedna bajka i do łóżka” , Didier Zanon, Sebastien Pelon, wyd. Olesiejuk
Cykl „Jedna bajka i do łóżka” składa się z dwóch tytułów: „Gdzie jest Potworuś” oraz „Nocne hałasy”. W pierwszej części mała myszka nie może zasnąć, bo zgubiła gdzieś zabawkę, która zawsze towarzyszyła jej podczas snu. Gdy gaśnie światło, pokój wypełnia się złowrogimi cieniami i mała bohaterka przywołuje tatę, który za każdym razem demaskuje rzekome straszydło. Oczywiście, na końcu zabawka Potworuś odnajduje się i mała myszka może spokojnie zasnąć.
Gdy zapada zmrok, otoczenie, nawet to najbardziej znane, napawa dziecko strachem. Noc pobudza wyobraźnię, a ta potrafi podsunąć obrazy, które spędzą sen z dziecięcych powiek. Tata pokazuje myszce, że nocą nie wszystko jest takie straszne, jak się wydaje i myszka zaczyna to rozumieć, bo przecież jej pluszak – Potworuś, również jest z pozoru straszny z wyglądu, ale jest dobry i strzeże jej snów.
Bohaterem drugiej części jest króliczek, który szykuje się do snu. Niepokoją go odgłosy dochodzące zza okna, którego źródła nie może dostrzec przez panujący mrok. Z uspokajającymi objaśnieniami przychodzi mama i na końcu to mały króliczek tłumaczy przychodzącemu dać mu buziaka na dobranoc tacie, że pukanie, którego źródła nie widać zza okna to odgłos deszczu. Mały bohater zasypia ukołysany odgłosami nocnej burzy, której tak się na początku obawiał.
Sądzę, że bardzo udała się ta seria. Pokazuje dziecku jak bardzo złudne mogą być nasze zmysły, gdy zapada zmrok i pomimo że nocą wszystko wygląda inaczej, to nie należy się bać.
OPRAWA GRAFICZNA
Książeczki są niewielkich rozmiarów z tekturowymi stronami. Grafiki są minimalistyczne z wąską gamą kolorów, ale postacie są zilustrowane uroczo.
Ocna Miszy 4/5
Moja ocena 5/5
„Popatrz w niebo 3” Joanna Gębal, wyd. Muchomor
Trzecia i ostatnia część z serii „Popatrz w niebo”. Każda książka dedykowana jest do określonej grupy wiekowej (o pierwszych dwóch częściach przeczytasz TU). Ostatnia książka posiada prostą fabułę, która równie jak poprzednie, jednak subtelnie, oscyluje tematem wokół kosmosu. Jest to opowiastka o księżycu, który poszukuje towarzysza do zabawy. Zagląda do lasu, do mysich dziur, do ludzkich domów i czuje się samotny, ponieważ wszyscy śpią. W końcu spotyka chłopca, który nie może zasnąć i wraz z nim liczy gwiazdy na niebie. Także trochę na przekór tytułowi, mniej patrzymy w niebo, a bardziej skupiamy się na tym, co się dzieje na ziemi.
Rozczarowała mnie ta pozycja, głównie dlatego, że posiadamy dwie pierwsze części, które w założeniu i realizacji tematu są świetne, więc do trzeciej części miałam spore oczekiwania. Jak się okazało, zawarta w książeczce historyjka jest prosta, bez morału. Powiązanie z ciałami niebieskimi jest dość nieznaczne – pojawiają się księżyc, słońce, gwiazdy; a przecież w drugiej części mały czytelnik otrzymał sporo naukowej wiedzy – że są planety ciepłe i zimne, jasne i ciemne – jest więc to dla mnie jakiś regres w tej trzeciej części i potraktowanie tematu ciał niebieskich po macoszemu.
Ocena Miszy 3/5
Moja ocena 3/5
To nie jest przecież tak, że wchodząc w konkretny wiek, dziecko przestaje interesować się starymi książkami, dlatego przedstawiam wam pozycje z poprzednich lat, które dalej były u mojego dwulatka w obiegu.
„Mój najlepszy elementarz” R. Scarry, wyd. Babaryba | „Nasze ciało” H. Dexet, wyd. Mamania | ||
„Jedź, Jedź, stój!” Ch. M. Harper, wyd. Babaryba | Seria o „Króliczku” M. Jorg, wyd. Dwie Siostry |