Dziewięć faktów o Holandii, które totalnie nas zaskoczyły
Zazwyczaj przed wyjazdem do obcego kraju staram się trochę poczytać o jego charakterze i co może nas w nim spotkać. I tak, jadąc do Holandii, niby na niektóre kwestie byliśmy przygotowani, ale na miejscu okazało się, że i tak przerosły nasze wyobrażenie. Oto kilka tych największych ciekawostek, które uzupełniam dodatkowo informacjami wyszukanymi już po powrocie, aby odpowiedzieć sobie i wam na pytanie „dlaczego jest akurat tak” 😀
A więc w Holandii zadziwiły nas:
Monotonny krajobraz
Jeszcze przejeżdżając przez zachodnie Niemcy obserwowałam delikatne pofałdowania terenu, dlatego trochę zaskoczyła mnie nieskazitelna równina, którą przywitała nas Holandia. Ten nizinny krajobraz miał w sobie coś nużącego. Te. podśmiewuje się, że cała Holandia wygląda, jakby została zaprojektowana przez nieudolnego grafika 3d: pola poprzecinane na równe parcele rowami melioracyjnymi; drzewa (jeżeli już jakieś są, bo Holandia jest pozbawiona lasów) sadzone jakby według ustalonego schematu; śliczne, jednak łudząco podobne do siebie domy. Niczego dzikiego, spontanicznego, nieujarzmionego. NU-DA!
Jednak na pewno nie można odmówić Holendrom pomysłowości w gospodarowaniu tym nudnym krajobrazem. Weźmy na przykład te rowy melioracyjne. Po intensywnych deszczach, jakie nawiedziły Kraj Niderlandów w pierwszym dniu naszego pobytu, Te., spoglądając na łąki i pola, komentował, że musi być tam niezłe bagno. W rzeczywistości bagna nie było, bo cała woda z tych terenów spłynęła do okalających je rowów. Przyda się, gdy sytuacja pogodowa się odwróci i w Holandii zapanuje susza. Kanały są na tyle szerokie i głębokie, aby nie mógł nimi przejść człowiek, natomiast na tyle płytkie i wąskie, żeby nie mógł przepłynąć po nich żaden statek. Ta strategia konstruowania rowów ma swoje korzenie w dawnej taktyce sił zbrojnych, dzięki niej atak drogą wodną nie miał szans, a drogą lądową był utrudniony. A dziś przydaje się, żeby bydło nie umknęło do sąsiada i żeby żaden niepożądany gość nie brodził po polu gospodarza.
Brak ludzi na polach i pastwiskach
Przejażdżka wzdłuż holenderskich pól to nie lada frajda dla dzieciaka. Co rusz możemy spotkać równego rodzaju zwierzęta pastewne: krowy, owce, kozy a także konie! Możecie więc ćwiczyć do znudzenia ze swoim szkrabem: krowa robi „muuu”, owca robi „beeee”.
Multum zwierząt na łąkach i… ani jednego Holendra pilnującego swej trzody! Dopiero po powrocie do domu wyczytałam w internetach, że Holender monitoruje swoje uprawy i zwierzęta z kamer! Rolnictwo w kraju jest na poziomie high-tech i na polach nie spotkmy już raczej upraw ziemniaków, sałaty czy cebuli. Prędzej żywe dywany tulipanów. W dali krajobrazu wyłaniają się wielkie szklarnie, zdalnie sterowane i oświetlone specjalnymi lampami LED. Holandia wzięła się za rolnictwo na serio i to takie podejście sprawiło, że obecnie przoduje w nim w skali Europy (w światowym rankingu prześciga ją jedynie USA). To jako ciekawostka, gdybyście zatrzymując się przy wielkim pastwisku, zastanawiali się, gdzie są opiekunowie tych wielkich trzód chlewnych. Tak więc siedzą sobie w domu, popijając herbatkę i mają na was oko z kamer swojego drona.
Przepyszny smak serów
Znajomy Te., który polecił nam kilka fajnych miejsc do zobaczenia w Amsterdamie, poprosił nas, abyśmy przywieźli mu kawałek holenderskiego sera. W rzeczywistości trochę zagapiliśmy się z tematem i pierwszy ser do własnej konsumpcji kupiliśmy przeddzień naszego wyjazdu, a potem gnaliśmy czym prędzej do miejscowości Edam nakupować trochę pysznego sera dla rodziny i znajomych na pamiątkę. Sery holenderskie są pyszne! Bardziej intensywne w smaku, różnorodne w konsystencji, bogate w przyprawy i dodatki. Obecnie kupowany ser Edam w polskim supermarkecie jest dla mnie nieporozumieniem po spróbowaniu oryginału. Moje serce skradł jednak wędzony ser kozi, ale, jeżeli dane mi będzie jeszcze gościć w Holandii, zakupię sporo serów krótkodojrzewających, których delikatny środek rozpływa się w ustach. Koniecznie przyprawionych kminkiem! Temat tradycji serowarskiej jest tak ciekawy, że być może uda mi się poświęcić mu odrębny post.
Rozwiązania drogowe
Drogi w Holandii są dobrej jakości, choć, jak to ujął Te. – czuje się wibracje, gdy jedzie się nieco szybciej. Trochę przeszkadza ich wąskość, która czasem uniemożliwia wyprzedzanie samochodów. Na szczęście nie ma potrzeby wykonywania manewru zbyt często, bo Holendrzy jeżdżą dynamicznie.
Jeżeli staniecie w korku, to nie przez zagapionego Holendra, a raczej przez most zwodzony, który wstrzymał cały ruch, bo właśnie przepływał rzeką stateczek. Uzbrójcie się w cierpliwość, bo takich mostów w Holandii jest sporo.
Bardzo zaskoczyły nas odważne rozwiązania drogowe, chociażby trasa poprowadzona przez sam środek zalewu, co znacznie skracało czas jazdy, jeżeli chciało się przejechać na jego drugi brzeg.
Fajnym pomysłem są tablice przy niektórych głównych trasach, informujące o numerze drogi, przejechanym jej kilometrze i przypominające o ograniczeniu prędkości.
I jeszcze taka ciekawostka. Jeżeli jadąc drogą ujrzymy znak:
W Polsce będzie to oznaczać, że za chwilę będzie stacja benzynowa z jakimś sieciówkomym fast foodem: McDonalds, Burgerking, KFC itp. Jeżeli ujrzymy ten sam znak w Niemczech, najprawdopodobniej zajedziemy do jakiejś prywatnej restauracji. Tak czy siak będzie różnorodnie. Jeżeli ten sam znak ujrzymy w Holandii znaczy… że na stacji benzynowej będziecie mogli kupić sobie bułkę z szynką… Gdy zajechaliśmy w Holandii na stację z nadzieją zjedzenia ciepłego posiłku, ujrzeliśmy grupę kierujących tirami ściśniętych wokół dwóch małych, okrągłych stolików jedzących kanapki. I tak samo na kilku następnych stacjach.
Piękno pól tulipanów
Trudno nie zakochać się w ciągnących się na setki metrów kolorowych tulipanowych dywanach. To właśnie ze względu na tulipany warto wiosną odwiedzić Holandię w okresie od połowy marca do końca maja.
Miłość Holendrów do tych kwiatów ciągnie się od XVI wieku, kiedy to flamandzki kupiec Busbecq otrzymał w podarku od tureckiego sułtana cebulkę tulipana. Ten podarował kwiat nadwornemu botanikowi, robiącemu karierę w Holandii. Warunki klimatyczne kraju sprzyjały hodowli i wkrótce nowe cebulki przywędrowały do Holandii. Kwiaty zyskały na popularności wśród elit i szlachta konkurowała ze sobą w posiadanych w swoich ogrodach gatunkach i odmianach. Szaleństwo na punkcie tulipanów ogarnęło Holendrów do tego stopnia, że zaczęto sprzedawać włości, aby nabyć co rzadsze gatunki cebulek. Wyobraźcie sobie przypadek, gdy koszt jednej cebulki równał się wartości jednej kamienicy! Tulipomania przyczyniła się do krachu na giełdzie i kraj popadł w niemałe kłopoty finansowe.
Obecnie na rynku dostępne jest ok 120 gatunków botanicznych i ponad 15 tysięcy odmian tych kwiatów. Większość odmian możecie obejrzeć na organizowanym corocznie festiwalu Keukenhof. Holendrzy wyspecjalizowali się w tworzeniu nowych odmian. Wszystkie muszą zostać zarejestrowane przez Koninklijke Algemeene Vereeniging voor Bloembollencultuur (KAVB) – stowarzyszenie, które wydaje certyfikaty nowym odmianom. Każda odmiana ma swoją nazwę zaczerpniętą z imion i przydomków znanych ludzi, popkultury, historycznych miejsc itp. Mamy na przykład: Myszkę Miki, Armaniego, Abbę, Jana Pawła II. Trwają prace, aby stworzyć tulipana o idealnie czarnym kolorze (do tej pory udało się wydobyć kolor ciemnofioletowy).
Obecnie Holandia jest największym eksporterem tulipanów, a kwiat został przyjęty, obok wiatraka i sera, za symbol narodowy. Cebulki nie kosztują już majątku, a największy ich wybór znajdziemy na jednym z najbardziej znanych targów kwiatów (bloemenmarkt) w Amsterdamie – to tzw. „pływający targ” ze względu na ulokowanie stoisk na platformach unoszących się na wodzie.
Sklonowane domy
Tak sobie żartobliwie mówimy z Te. o budownictwie mieszkalnym w Holandii, bo domki i kamienice są wypisz wymaluj budowane na jedną modłę: z brunatnej lub ciemnej cegły, z białymi obwódkami wokół dachu i okien, które zazwyczaj są bardzo wielkie i niezasłonięte firankami czy zasłonami. Zdumiewające jest, że wszystkie miasta, miasteczka i wsie są budowane w tym samym stylu. Znajomy, który gościł w Holandii, uargumentował to w regulacjach prawnych, które nakazuje Holendrom trzymać się wytycznych przy stawianiu nieruchomości.
Te okna to w ogóle coś, co zdumiewa – wielkie, pozbawione firan i zasłon, często mające formę wystawki: na parapetach umieszcza się dekoracje lub donice z orchideami. Przez te wielkie okna prześwituje cały dobytek mieszkańców. Salon pozbawiony jest ścian działowych, połączony jest z aneksem kuchennym. Zazwyczaj na dole mieści się też dodatkowa ubikacja. Piętro u Holendra stanowi strefę prywatną – mieszczą się tam pokoje i łazienka.
Co do zwyczaju niezasłaniania okien krąży kilka legend uzasadniających holenderski ekshibicjonizm. Ponoć żony marynarzy pozbawiały swoje okna firan, żeby było jasne, że nie sprowadzają sobie kochanków do mieszkania. Bardziej prawdopodobne, że przyczyna tkwi jednak w protestanckiej mentalności, w której dominuje przekonanie, że jeżeli zataja się swoją prywatność, to ma się coś na sumieniu. Mówi się też, że Holendrzy często bogato zdobią swój dom np. dziełami sztuki. Protestantowi jednak nie wypada się chwalić, dlatego subtelnie prezentują, jak im się powodzi przez brak zasłon przy oknach.
Miłość Holendrów do rowerów
O gorliwej miłości do rowerów dowiedzieliśmy się już pierwszego dnia pobytu w Holandii, gdy przy gwałtownym deszczu i silnym wietrze niezdarci Holendrzy przemierzali kolejne kilometry na swoich jednośladach. A gdy potem zobaczyliśmy ich ilość w Amsterdamie i na własnej skórze doświadczyliśmy niepodważalnego pierwszeństwa rowerzysty na drodze, doszliśmy do wniosku, że to nie wiatrak a rower powinien być głównym symbolem kraju.
Zobaczyłam też wiele odmian rowerów – riksze i tandemy, które swoją modyfikacją przechodziły moje wyobrażenie 😀
Inne odczuwanie temperatury
Naszemu przybyciu do kraju kwitnących tulipanów towarzyszyło jakieś dziwne załamanie pogody. Po nim było słonecznie, ale wciąż chłodno. Trudno było mi odciągnąć wzrok od dzieci chodzących na krótkim rękawku i bez czapki przy 13 stopniach i wietrze. A już w ogóle, gdy te dzieci były wożone na rowerze!
Wysokie ceny
Niby wiedzieliśmy, że będzie drogo, ale na miejscu to i tak jak obuchem w łeb. Pozytywnie zaskoczyły nas natomiast ceny paliwa, które, jak się okazało, były takie same lub nawet niższe niż w Niemczech.
A co Was zaskoczyło w Kraju Niderlandów? Zgadacie się z przedstawionymi przeze mnie informacjami?