Eurotrip dzień 10 – Chorwacja: Dubrownik • Czarnogóra: Kotor
Będąc fanką Gry o Tron odczuwam ogromną satysfakcję, że udało mi się zobaczyć miejsce, w którym kręcone były ujęcia z Królewskiej Przystani. To właśnie uliczkami Dubrownika przechadzała się naga Cersei, odbywając pokutę wyznaczoną przez Wielkiego Wróbla.
Byłeś w Chorwacji, a nie zajechałeś do Dubrownika? Shame, Shame…
CHORWACJA
Waluta: 1 kuna = 0.55 zł
Język: chorwacki
Autostrady i drogi szybkiego ruchu płatne – wymagana winieta
Kraj należący do UE – niewymagany paszport
Co kupić na pamiątkę: wino, lawendowe pachnidła, wyroby koronkowe
CZARNOGÓRA
Waluta: euro
Język: czarnogórski
Wymagany paszport, do 30 dni pobytu niewymagana wiza
Co kupić na pamiątkę: wino, rakija, rękodzieła, pozostałości wojenne
A prawda jest taka, że początkowo sami nie mieliśmy w planach odwiedzenia tego chorwackiego miasta. Plan ustalony poprzedniego dnia zakładał, że po porannej kąpieli w morzu kontynuujemy zwiedzanie opuszczonych hoteli w Kupari. Na wizytę w Dubrowniku nalegał jednak Michał i gdyby nie jego upór pewnie odpuścilibyśmy sobie ten punkt podróży. Do Dubrownika zniechęcał nas fakt, że jest to Mekka turystów, a miejsca wyjątkowo tłoczne i popularne jakoś nas od siebie odpychały. Ulegliśmy jednak Michałowi, głównie dlatego, że sam nie miał zbyt dużego wpływu na dobór miejsc przy planowaniu Eurotripu, a od początku trasy wiedzieliśmy, że na zwiedzeniu tej Perły Adriatyku bardzo mu zależało. Dlatego zawróciliśmy nieco z trasy i podjechaliśmy do położonego kilka kilometrów od Kupari Dubrownika. Potem długo dziękowaliśmy Michałowi.
Dubrownik przerósł nasze oczekiwania. Niesamowita, otoczona murami starówka z kamienia, wąskie, kameralne uliczki, przepiękne kościoły wywarły na całej naszej czwórce ogromne wrażenie. Dodatkowym atutem miasta jest jego położenie. Dubrownik z trzech stron otacza lazurowy Adriatyk. Spacerowaliśmy wśród tłumu turystów, starając się nie poślizgnąć na wytartych przez rzeszę turystów kamiennych ulicach. Właściwie to te masy turystów wylewające się z każdego zakamarka Dubrownika to jedyny minus tej miejscowości. Czasami czułam się jak w drodze na cmentarz podczas Wszystkich Świętych.
Ponoć warto obejrzeć miasto z murów obronnych, niestety zarówno cena (ok 50 zł cena za bilet normalny – dane z 2014 roku), jak i ogromna ilość zwiedzających zniechęciły nas do tego pomysłu. Brakowało nam też czasu na stanie w kolejce za biletem, bo przecież chcieliśmy jeszcze tego samego dnia nacieszyć się Czarnogórą.
Chyba największe wrażenie wywarł na mnie zbudowany w XIV wieku fort Lovrijenac. Twierdza została wzniesiona w zaledwie 3 miesiące na prawie 40-metrowej skale w celu zabezpieczenia miasta przed natarciem Wenecjan. To miejsce na tyle silnie utkwiło mi w pamięci, że bez trudu rozpoznałam je w scenie pożegnania Cersei z córką w Grze o Tron.
W Dubrowniku gościliśmy krótko. Chcieliśmy jeszcze tego samego dnia zasmakować kąpieli w Adriatyku w jego wersji czarnogórskiej. Zaskakująco długo zajęła nam przeprawa graniczna. Spodziewaliśmy się korków na granicy Chorwacji z Bośnią i Hercegowiną, a zostaliśmy zaskoczeni przez zastój przy Czarnogórze. Czekać jednak było warto dla takich widoków.
Jechaliśmy wzdłuż malowniczego wybrzeża zatoki Kotorskiej. Nie mogliśmy się napatrzeć na niesamowity widok łączący harmonijnie wodę i góry. Szczerze mówiąc, krajobrazy czarnogórskie nie ustępują swoim pięknem chorwackim. Dlatego, gdy pytano mnie później, gdzie lepiej udać się na wakacje, zawsze odpowiadałam – Czarnogóra. A to z tego powodu, że jest o wiele taniej. Paradoksalnie, w stosunku do Chorwacji, Czarnogóra, która nie przynależy do Unii Europejskiej, za oficjalną walutę przyjęła euro, przy czym ceny wciąż pozostają nieco niższe lub porównywalne z naszymi w Polsce. Zatem konkluzja jest jedna – dla Polaka z cieńszym portfelem ekonomiczniej będzie wybrać się na egzotyczne wakacje do Czarnogóry (i ewentualnie wyskoczyć sobie na jeden dzień do Chorwacji na zwiedzenie Dubrownika), bo skoro nie widać znacznej różnicy w krajobrazie… to po co przepłacać?
Po długiej i wyczerpującej podróży w upale nie wiedzieliśmy, czego pragniemy bardziej – schłodzić się w morskiej kąpieli czy nasycić nasze puste żołądki obiadem. Głód jednak wygrał z przegrzaniem i zajechaliśmy do małej restauracyjki nad samym brzegiem morza. Przeglądaliśmy menu, nie dowierzając cenom, które znajdowały się przy potrawach. Już z perspektywy całego Eurotripu wiemy, że był to najtańszy i zarazem najbardziej wykwintny obiad, jaki udało nam się zjeść w trasie. Najedliśmy się naszymi daniami do syta, a każde kosztowało nie więcej niż 10 zł. Tradycyjnie napchałam się owocami morza, które zamierzałam jeść tak długo, aż mieliśmy styczność z morzem.
Po obfitym obiedzie, który Dexter skomentował „ja się nie najadłem, ja się obżarłem jak świnia”, cofnęliśmy się nieco samochodem, ponieważ na trasie zauważyliśmy przyjemne kąpielisko. Plażowiczów było tam co niemiara, za to brzeg wydawał dość piaszczysty, co po naszych nieprzyjemnych doświadczeniach z ostrymi kamieniami na chorwackich plażach wydawało się nam niezwykle atrakcyjne. Pierwszy raz miałam okazję kąpać się w zatoce i nawet nie byłam świadoma, jakich ciekawych wrażeń termicznych może taka kąpiel dostarczyć. Wskutek zmiany prądów woda stawała się na przemian ciepła i zimna. Można przepłynąć dwa metry, relaksując się w przyjemnej wodzie, by potem niemal zamarznąć w paśmie lodowatej.
Przejedzenie i jakieś ogólne wymęczenie spowodowały, że zostaliśmy na plaży dłużej niż zazwyczaj. Dopiero zbliżający się zmierzch zmobilizował nas do opuszczenia plaży i wyruszenia w drogę.
W Czarnogórze w planach mieliśmy podróż wzdłuż linii brzegowej państwa i gdyby jakaś miejscowość po drodze nas zaciekawiła, zdecydowalibyśmy się na jej zwiedzanie. W Kotorze, miejscowości, w której ostatecznie się zatrzymaliśmy, zaintrygował nas zamek wznoszący się wzdłuż skalnej ściany aż do samego szczytu góry. Zostawiliśmy auto na uboczu miasteczka i ruszyliśmy odkrywać jego atrakcje.
Obecnie mogę stwierdzić, że Kotor to jedno z moich ulubionych miast Eurotripu. Urzekły mnie jego wąskie uliczki przesiąknięte lekkim zapachem stęchlizny, kamienice z drewnianymi okiennicami, ale przede wszystkim… wszechobecne koty.
W miejscowości Kotor roiło się od kotów. Były pielęgnowane i dokarmiane zarówno przez miejscowych jak i turystów. Napotkany mieszkaniec miasta opowiedział nam, że sprowadzono je z wiosek i przedmieścia dawno temu, gdy w mieście szalała choroba rozprzestrzeniana przez szczury. Koty wytępiły szczury i to załatwiło sprawę. Pozostały w mieście jako atrakcja turystyczna. Koty z Kotoru – dość chwytliwe.
Koty Kotoru doczekały się swojego muzeum w Kotorze.
Ogromne wrażenie wywarły na nas luksusowe jachty cumujące w mieście, wyposażone lepiej niż niejeden hotel pięciogwiazdkowy.
Zmrok zastał nas w mieście i znowu przyszło nam rozglądać się za noclegiem po ciemku. Szukaliśmy jednak miejsca do spania w pobliżu Kotoru, bo z samego rana chcieliśmy zwiedzić ruiny zamku wznoszącego się nad miastem. Nasze wymęczone oczy dostrzegły parking pełen samochodów na tyłach jakiegoś budynku przemysłowego, więc zdecydowaliśmy się zaparkować wśród nich. Jak się potem okazało, wybór ten nie do końca był trafny, gdyż w środku nocy nawiedzili nas niespodziewani goście, ale o tym już w następnym wpisie 😉