Woodstock 2016 – gramy do końca świata!
O tym, czym dla mnie jest Przystanek Woodstock pisałam już w poście Eurotrip dzień 1 – Przystanek Woodstock. W tym roku gościłam tam po raz szósty i jestem przekonana, że nie ostatni. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam już sobie wakacji bez tego osobliwego wypadu do Kostrzyna. I za każdym razem, gdy tam jestem, odnoszę wrażenie, jakbym nigdy nie wyjeżdżała. Być może dlatego, że na Woodstocku niewiele się zmienia. Duża i mała scena wciąż w tych samych miejscach, stragany rękodzielnicze niezmiennie co rok kuszą do wyzbycia się zasobów portfela, jedzenie u kriszny tak samo niedobre i tanie. Ten sam barwny tłum, ten sam radosny śmiech, ta sama przyjazna atmosfera.
Woodstock uwalnia moje skołowane na co dzień konwenansami wewnętrzne dziecko, bo tylko tam bez najmniejszego skrępowania mogę przebrać się jak tylko chcę, zagadać do nieznajomego jak do starego ziomka, czy usiąść na środku drogi i zacząć śpiewać. Na nowo zachwycić się światem i uwierzyć, że ludzie w gruncie rzeczy są dobrzy.